Zamknięci
na klucz przez błogie, długie godziny
Gawędziliśmy
skąpani w świetle maliny
Zarumienioną
byłaś tak piękną panienką
Paplaliśmy,
zbliżając się z każdą minutą
Oddechy
twe stawały się coraz cieplejsze
Nasze
styknięcia ciałami jeszcze ważniejsze
Pochłanialiśmy
najsłodszą miłość wyklutą
Byłem w
szoku, bom znalazł się obok cudu
Jak sam
wąż arlekin wstrzyknęłaś we mnie jad
Patrząc
na Twe usta czułem się jak wężojad
Przy Tobie
mógłbym nawet latać bez trudu
Twe
blond włosy piękniejsze niźli złote kłosy
Zaś
oczy szlachetniejsze od szmaragdów tony
Poliki
cenniejsze niż sam rubin czerwony
Uśmiech
droższy niż sto diamentów miary osy
Głośniki
muzyką naszą bliskość głosiły
Miejscami
rudo było od świec się palących
Gorąco
od płonących naszych ust szepczących
W końcu
lukę pomiędzy nimi wypełniły
I w mig
do tańca warg dołączyły języki
Poczuwszy
namiętności rozejść się nie chciały
Bo smak
słodszy od kosza malin pokochały
Twe
poliki najgładsze z całej galaktyki
Gryzłaś
mnie, a ja ciebie, czując osobliwość
Czułem
ja, czułaś Ty, więc gryźliśmy rozkosznie
Nasze
łapanie wdechów jak morskie konanie
A ja w
myślach widziałem już Twą przyszłą nagość
Na łoże
padłaś chcąc razem być jeszcze bliżej
Zatraciłem
się w Twym pięknie skromnie rumianym
Widzę,
że styk naszych warg miejscem erogennym
W
czerwonym wnętrzu tej samej barwy uczucia
Pytaniem
obarczyłem i w dół skierowałem
Wzdrygnęłaś
się, lecz chciałaś mojego cmoknięcia
Gryzłem,
słuchając muzy dyszącego ciała
Zginając
się w bólu, Tyś na koniec czekała
Za włosy
pozbyłaś się mnie jak z ziemi roślin
Prędko
spojrzeliśmy na te miejsce lizane
Tam już
teraz krył się czerwony owoc słodki
Ległaś
szczęśliwa, że barwa jakby od kredki
I już chciałaś mej skórze dać barwy miedziane
Na plecy
mnie zwróciłaś w miejsce mokrej plamy
Adorować
setkami całusów zaczęłaś
Aż punkt
wybrałaś, wargami owinęłaś
Piękna
dałaś mi tak ekstazy kilogramy
I myśli,
że słyszą nas, za ścianą nas słyszą
Przez
nasze szczere westchnięcia, śmiechy i tarcia
A ja
marzę o małżeństwie z Tobą zawarcia
Bo tyś
dziewuchą najcnotliwszą, mi najbliższą
Ślina Twa
wrząca, podnieceniem mnie parząca
Język
jak aksamit, zmoknięty sokiem rosy
Gładzi
mnie niemniej delikatniej niż Twe włosy
Tyś jest
smoczyca bosko rozkoszą ziejąca
Wtenczas Twoje młode, gładkie ciało złapałem
Jak
piekarz ugniatałem najlepsze z ciast świata
Wtedy
jak ten z obrazu Muncha wyglądałem
Zdziwiony
byłem jak ta wspaniałość jest czysta
Z Tobą
chwytam dzień, teraz chwytam Cię a Ty mnie
Jestem
dzikim zwierzęciem, Ty nim też i to wiesz
Dobrze
że jesteś, ach te cielesne złączenie
Myśleliśmy
wówczas: wiem, że ty też to czujesz!
Skończyłaś,
odetchnęliśmy i spojrzeliśmy
Była.
Piękna malina, nagroda starań naszych
W
malinowym pokoju wyrósł owoc serc pełnych
I w
błogiej ciszy siebie adorowaliśmy
Nie, nie
myśleliśmy o przyszłych świadkach zbrodni
Tak,
myśleliśmy o przyszłych owocach flirtu
Zatraceni
w hedonizmie, ale bez zgrzytu
Komentarze
Prześlij komentarz