Gwiazda żałości Towarzyszyła mi zawsze, gdy jej potrzebowałem. Gdy było ciężko. Przykro, że tak często się to działo, te chwile z nią, jakże bezcenne. Gdy na nocnym balkonie, przy białym dymie, kofeinie, rozmyślałem o mym życiu w upadłości koronie – czapce z rondlem, więc nie pasującej do szlafroka niebieskiego, lecz potrzebnej, bo czas wieczorny czasem mroźnym fizycznie i psychicznie. Wspominałem dawne chwile, te obecne i przyszłe, jakże zawile. Wiedziałem, że życie moje ma czas ograniczony jak żywot papierosa w mych ustach. Napawało mnie to jedyną nadzieją – chwila balkonowa bowiem zawsze była długa. Trwała, a jednak była znikoma patrząc na wiek mej znajomej. Gawędziliśmy o miłości rzekomej jakby była to rzecz i jej. Ma romantyczna dusza nie mogła powiedzieć jej precz. Choć była mroczna, to jedyna znała wszystkie moje myśli. Może właśnie dlatego taka mi się malowała. Ma gwiazda kochana znała me uczucia kochania. Te liczne chwile konania. Przy każdym nocnym papierosie była...